piątek, 16 sierpnia 2013

Dar wyobraźni - czyli nie ma, jak marketing...



    Znalazłem w sieci fajną stronę studia współpracującego z czołowymi stacjami w kraju i posiadającym swoją bazę lektorów. Strona, jak powiadam fajna, z przepychem, mieniącymi się znanymi logami więc miła dla oka. Nic tylko sięgnąć po słuchawkę i dzwonić.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem.
Dzwonię Ci ja na komórkę. Pierwsza próba nieudana. Bez paniki. Tak bywa. Widocznie coś się dzieje. Jak skończą to, co robią teraz, to z pewnością oddzwonią. Mija trzydzieści minut. Cisza. Odczekuję kolejną godzinkę i robię drugie podejście. Bez odbioru. Oczami wyobraźni widzę tę firmę. Widzę ją od środka. Sztab ludzi biegających jak w ukropie, załatwiających jakieś pilne sprawy i niesłyszących buczenia wyciszonego dla dobra sprawy telefonu, więc siłą rzeczy nie mogących teraz odebrać mojego połączenia.
Z pewnością dzieje się tam, oj dzieje. Trafiłem widocznie na moment, gdy spływają tam teraz niezwykle intratne zlecenia, wszyscy biegają, aby wywiązać się ze mega wypaśnych kontraktów, które muszą być jak zwykle załatwione na cito, a ja, szaraczek chcący się tylko zapisać się do ich bazy, a właściwie jeno zapytać, czy byliby łaskawi..., ośmielający się przerywać im te cudowne, ale pełne napięcia chwile, w których realizują swoje niesamowite pomysły, pasje i idee, kiedy wymyślają scenariusze, komponują niezwykle chwytliwe jingle, rozmawiają ze zleceniodawcami, którzy właśnie rozwijają wodze fantazji, „jak to ma wyglądać”, a obok technicy instalują nowy sprzęt, ogarniają studio... Nie, to niemożliwe, aby w takiej chwili móc odebrać jakiś telefon. Jakiż to byłby szok i niesmak, gdyby właśnie teraz, Dżoncio Jakiśtam, przerwał to wszystko i jakby był nie z tej planety, ucinając ten inspirujący rytm, nawinął do słuchawki, że „chce nawiązać współpracę lektorską” i pyta „czy może przesłać plik demo, bo chce do ich bazy...” SZOK !!!
Ale życie jest życiem. Trzeba walczyć, aby przetrwać! Dżoncio Wspaniały, nie da za wygraną.
Po kolejnej godzinie, kiedy emocje sięgnęły zenitu, Dżoncio wymyślił chytrą strategię. Ha! Podstępna to gra, ale liczy się efekt!
Zadzwonię na telefon stacjonarny ! Też jest na stronie.
Papieros, chwila wahania. Dzwonię.
Pierwszy sygnał. Cisza.
Drugi... Cisza
Trzeci...
-Halo! - Starszy, chrypiący, zadyszany i nieco opryskliwy kobiecy głos odezwał się gwałtownie po drugiej stronie połączenia.
Po mikrosekundzie szoku, lekko zestresowany,wyartykułowałem przygotowaną formułkę:
-Dzień dobry. Czy dodzwoniłem się do firmy X?
-Jak ??!
-Czy to firma X?- Z lekkim powątpiewaniem powtórzyłem pytanie.
-Aaa, tak... Zaraz ich zawołam... Jędrek!!! -wrzasnęła do kogoś, kto chyba był 3 kilometry dalej- Jędreeeek!!!!- Oni wczoraj grali wesele - łagodniej już rzuciła w słuchawkę - ale niech pan poczeka. Olga!!!!!!

Dyskretnie, aby nie przeszkadzać, nacisnąłem klawisz rozłączenia...

1 komentarz:

Komentarz